Legendy polskich i europejskich boisk ponownie zagrały dla podopiecznych Fundacji Naszpikowani. W sobotnie popołudnie przy Słonecznej w Białymstoku spotkać można było wielu byłych reprezentantów Polski, jak również wiele legend białostockiej Jagiellonii. Wszyscy chętnie stawili się w stolicy Podlasia, nie tylko aby ponownie spotkać swoich kolegów z boiska, ale przede wszystkim, by wesprzeć tych, którzy potrzebują naszej pomocy.
– Spotykamy się po raz trzeci. Pierwsza edycja miała niewielki rozmiar. Wówczas odbył się tylko mecz główny. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Wówczas rozpoczęliśmy współpracę z Jagiellonią i mogę powiedzieć, że tak jak rośnie nasz klub, tak rośnie również nasza fundacja. Można zażartować, że rozrośliśmy się do rangi mistrzowskiej – uśmiecha się Rafał Dubiejko, Prezes Fundacji Naszpikowani.
– Łączymy dobrą zabawę z pomaganiem. Z roku na rok montujemy coraz silniejsze zespoły do gry, muszę też przyznać, że z roku na rok jest o to coraz łatwiej. Łączymy dobrą zabawę z pomaganiem. Pierwsza impreza odbyła się jeszcze bez dziecięcych turniejów towarzyszących. Przed rokiem rywalizowało już blisko czterysta dzieci, a teraz udało nam się podwoić tę liczbę. Co do samych zespołów w głównym meczu, to mamy dziś w drużynie Naszpikowanych dziewięciu byłych reprezentantów Polski. Od początku jest z nami na przykład Marcin Wasilewski, ale dziś mieliśmy twardy orzech do zgryzienia, gdyż mierzyliśmy się z drużyną legend Jagiellonii Białystok, którą wsparli między innymi Taras Romanczuk czy Marek Wasiluk – dodaje Dubiejko.
– Jesteśmy na boisku, które ma już swoją historię i to jaką! Historię mistrza Polski. Chciałbym zacząć od gratulacji Jagiellonii, która absolutnie zasłużyła na tytuł, bo nawet jak przegrywała, to po walce, strzelając gole, czyli robiąc to, co w futbolu jest najważniejsze. Mamy dziś na boisku Tarasa Romanczuka, który jest reprezentantem tego miasta. Spotykamy się też przy okazji ważnego meczu, bo wiadomo jaki jest cel. Zbieramy pieniądze, aby pomóc tym, którzy czekają na przeszczepy, dlatego wielkie podziękowania dla wszystkich, których zobaczyliśmy na boisku – mówił komentujący te zawody dla TVP, legenda polskiego dziennikarstwa – Dariusz Szpakowski.
– Jestem tu już po raz trzeci. Z samą fundacją współpracuję jeszcze dłużej. Z Rafałem Dubiejko po raz pierwszy spotkaliśmy się tutaj na stadionie miejskim w Białymstoku przed ośmioma laty na dniu dziecka. Od razu zaczęliśmy działać. Cieszę się, że mogę pomagać fundacji, a przy okazji dziś spotkać swoich kolegów, którzy przed kilkoma laty również grali w Jagiellonii Białystok. Jest ich sporo, przyjechali z różnych państw. Miło będzie znów z nimi zagrać w piłkę – mówił Taras Romanczuk, kapitan mistrzowskiej Jagiellonii Białystok.
Na boisku przy Słonecznej ponownie pojawili się Ivan Runje (zdobył jedną z bramek), a także Gruzini – Georghe Popkhadze oraz Nika Dzalamidze. Zza bocznej linii zawody śledził także Marian Kelemen.
– Nika był nawet na naszym ostatnim meczu. W tym tygodniu już kilka razy się widzieliśmy, zawsze blisko się trzymaliśmy. Oba zespoły stawiły się w dość licznych składach do gry, więc był też czas, żeby porozmawiać czekając na swoją kolej do gry – dodał pomocnik Żółto-Czerwonych.
– Nigdy nie spodziewałem się, że Rafał coś takiego będzie organizować. Przed dwoma laty graliśmy z reprezentacją straży pożarnej. Widać, że z roku na rok Festiwal Naszpikowanych zyskuje na rozpoznawalności oraz randze. Ogromna w tym zasługa Rafała, który poświęca wiele energii, żeby coś takiego organizować, a przez to pomagać podopiecznym swojej fundacji. Z resztą Naszpikowani to nie tylko Rafał, ale wielu innych dobrych ludzi, którzy swoją pracą starają się pomóc innym. Im też należą się wielkie brawa, szczególnie przy okazji takiej imprezy – chwalił organizatorów zawodnik Jagiellonii Białystok.
– To prawda. Fundacja rośnie, jest coraz bardziej rozpoznawalna. Za sukcesem Jagiellonii idzie też nasza promocja, dzięki temu możemy opiekować się coraz większą grupą podopiecznych. W tym roku skupimy się na poprawieniu jakości tej opieki, która już teraz stoi na wysokim poziomie – uzupełnia Dubiejko.
– Fundacja wykonuje kawał świetnej roboty. To bardzo fajna sprawa, że mamy w Białymstoku takich ludzi. Co roku organizują tego typu imprezy piłkarskie, ale nie ograniczają się tylko do tego. Przez cały rok gromadzą środki, które przeznaczane są na pomoc potrzebującym. Ja zawsze, gdy tylko mam możliwość, to jestem obecny na ich akcjach charytatywnych. Przyjeżdża tu rzesza świetnych piłkarzy, byłych reprezentantów. Chcemy ich, jako białostoczanie, odpowiednio ugościć na murawie mistrza Polski, ale na pewno nie odstawimy nogi. Wiem, że to tylko mecz charytatywny, ale na pewno każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony i zapaść w pamięci kibiców, jako ten, który zdobędzie bramkę czy obroni rzut karny – mówił Tomasz Frankowski, który później pomógł nieco zapisać się w pamięci zgromadzonych kibiców Łukaszowi Załusce, który obronił wykonywany przez niego rzut karny.
„Franek – Łowca bramek” również nie szczędził pochwał pod adresem fundacji, a szczególnie jej kierownictwa. – Trzeba docenić umiejętności menedżerskie zarządzających fundacją. Dobrym przykładem jest akcja z pluszowymi misiami, która odbiła się szerokim echem w całym kraju.
Defensywę zespołu przyjaciół Fundacji Naszpikowani niepokoił wraz z „Frankiem” Wojciech Kobeszko.
– Szczytny cel, ale też okazja do spotkania się ze starymi kolegami, czy też zawodnikami, których kiedyś jako młody chłopak podziwiałem, bo ja należę do tego nieco jednak młodszego pokolenia, co tylko pokazuje przekrój osób zaangażowanych w mecz. Inicjatywa jest kapitalna, bardzo jej gratuluje. Otrzymałem powołanie od trenera Ryszarda Karalusa i nie było dyskusji, trzeba było przybyć i pomóc tym, którzy tego potrzebują. Forma na pewno nie ta, co kiedyś, ciągłości treningów nie ma, ale mam nadzieję, że nie tylko ja, ale wszyscy inni przetrwają ten mecz – żartował selekcjoner reprezentacji Polski U19.
W drużynie fundacji nie mogło zabraknąć też pozostałych ambasadorów Fundacji, między innymi rapera Adama Piechockiego, szerzej znanego jako PIH.
– Jeśli fundacja ma swoich ambasadorów, to jest to więcej, niż połowa sukcesu. Znane twarze przyciągają ludzi, zwiększają zainteresowanie. To są normalne mechanizmy wręcz marketingowe. Reklama dźwignią handlu. Podobnie jest w przypadku fundacji, która polega na darczyńcach, głównie prywatnych, rzadziej państwowych więc to jest naprawdę bardzo istotne – tłumaczył swoją rolę artysta, który po raz pierwszy na imprezie Naszpikowanych pojawił się przed rokiem.
– Zostałem poproszony o pomoc przez znajomych. W zasadzie od początku swojej drogi muzycznej pomagam ludziom. Bycie muzykiem i artystą oraz akcje charytatywne są w moim wypadku cały czas ze sobą powiązane. Na obu tych płaszczyznach jestem aktywny od bardzo dawna. Gram charytatywnie, wysyłam płyty, w moim przypadku była to więc normalna kolej rzeczy. Zostałem poproszony i zazwyczaj nie odmawiam, szczególnie jeśli taka fundacja ma ręce i nogi, to chętnie w takich akcjach uczestniczę. Przed rokiem graliśmy koncert, troszkę zaniemogłem więc nie byłem w stanie zagrać później w piłkę. Dziś jestem, ale trochę się obawiam, bo piłki dawno przy nodze nie miałem. Biegłem ostatnio półmaraton, ale kondycja to jedno a kwadratowe ruchy to drugie. Mam nadzieję, że jak wejdę na boisko, to akcja będzie się toczyć po drugiej stronie boiska – żartował PIH.
W zespole Naszpikowanych mogliśmy zobaczyć także znanego kibicom ekstraklasy Żelisława Żyżyńskiego.
– Grają to ci, którzy grali kiedyś w piłkę, ja na pewno nie będę dziś grać, bo nie umiem, ale wystąpię i postaram się kilka razy prosto kopnąć piłkę. Moją główną rolą jest szeroko pojęta konferansjerka, więc będę opowiadać o tych, co w piłkę grać potrafią. Przyjechałem wcześniej, wsparłem Grzesia Gabora w jego aktywnościach, bo zaczęliśmy nasz udział wcześniej, kiedy młodzi chłopcy mieli okazję strzelać mu rzuty karne w sposób amerykański, zachęcając tym samym dzieciaki do dryblingu. Dobrze się bawiliśmy, a teraz będziemy opowiadać i zachęcać ludzi do zostawiania swoich próbek szpiku. Ja swoją zostawiłem kiedyś przy okazji meczu ekstraklasy w Zabrzu. Cały czas mam nadzieję, że któregoś dnia okaże się, że mam siostrę lub brata „po szpiku”, którym będę mógł pomóc lub uratować życie – mówił znany dziennikarz sportowy, który przy okazji apelował o odpowiedzialność.
– Zachęcam każdego by to zrobił, ale odpowiedzialnie. Słyszałem, że jest wiele takich historii, kiedy ktoś zostawi próbkę, a gdy się okaże, że jest osoba, która jej potrzebuje, to wtedy nagle się wycofuje. Dlatego róbmy to odpowiedzialnie, bo najgorsze jest dać komuś nadzieję, a później nie zdecydować się pomóc. Rafał robi genialną robotę. Przy okazji przyjechałem oddać do licytacji, wylicytowaną przed rokiem premierową białą koszulkę Jagiellonii, która wówczas tak mi się spodobała, że musiałem ją kupić. Historyczny sezon, historyczna pierwsza koszulka i choć się do niej przywiązałem, to zdecydowałem się z nią wrócić, ażeby raz jeszcze zmieniając właściciela, komuś mogła pomóc – dodał.
Ostatecznie Żelek dotrzymał danego słowa – pojawił się na boisku i dotrzymał kroku byłym reprezentantom Polski. Finalnie jednak zespół przyjaciół Fundacji Naszpikowani musiał uznać wyższość członków Galerii Sław Jagiellonii, który zwyciężył 6:5. Okazja do rewanżu za rok!