Jeszcze na początku tego sezonu Maciej Makuszewski szalał w ofensywie rewelacji Fortuna I ligi Odrze Opole. W sześciu pierwszych kolejkach zanotował dwa trafienia i trzy asysty. Szeregi Niebiesko-Czerwonych opuścił na chwilę przed zamknięciem okienka transferowego i przeniósł się do IV ligi. Dla wielu była to szokująca decyzja, ale zarówno jego otoczenie jak i przedstawiciele Odry mogli się spodziewać takiego scenariusza. Dziś jest grającym dyrektorem sportowym odradzających się suwalskich Wigier i to na wypożyczeniu! – Zaczynam od zera, bez budżetu i świetnie działającego mechanizmu, w którym kiedyś mam marzenie funkcjonować, ale to dobrze, bo poznam tę grę od pierwszego poziomu – mówi Makuszewski. Z byłym reprezentantem Polski porozmawialiśmy o całej tej sytuacji, a także początkach pracy w nowej roli przy Zarzeczu. Zapraszamy!
W szafie jeszcze przewaga sprzętu piłkarskiego czy coraz mocniej rozpychają się koszule i marynarki, w których z reguły pojawia się dyrektor sportowy?
Powiem tak – w szafie, w gabinecie koszule, a na dole w szatni cały sprzęt.
Większą przestrzeń zajmuje zatem szafa w gabinecie czy szatnia na dole?
Chyba jednak coraz bardziej napakowana jest szafa bo i jakaś koszula się znajdzie i spodnie też (śmiech).
Grający trenerzy to znany temat i już niejednokrotnie się z nim zderzaliśmy, ale grający dyrektor sportowy to jednak rzadka sprawa, o ile w ogóle wcześniej taka sytuacja miała miejsce.
Łukasz Broź w III lidze był w takiej sytuacji. Moja historia jest jednak nieco inna. U mnie jest to związane z planami na przyszłość, które typowo chce związać właśnie z taką rolą w strukturze sportowej. Myślałem o byciu trenerem, o zarządzaniu w klubie, ale jednak to, co najbardziej mnie interesuje i wydaje się być mi najbliższe to odpowiadanie za pion sportowy.
Czyli taka opcja pomiędzy trenerką a byciem prezesem.
Tak jest, chciałbym być tak pomiędzy tymi dwoma tematami, mieć możliwość zbudowania struktury sportowej, za którą będę odpowiadał i wyznaczania kierunku, w którym klub będzie szedł na tym polu.
Kiedy taka myśl pojawiła się w twojej głowie? Był jakiś impuls czy dojrzewało to już od jakiegoś czasu?
Piłką jestem zafascynowany od dziecka. Będąc już w SMS-ie Łódź byłem zainteresowany tym jak to wszystko jest zorganizowane. Szkoła, dojazdy, internat, treningi, cała logistyka wydawała się ogromnym przedsięwzięciem. Obserwowałem z bliska jak to wszystko wygląda i starałem się zapamiętywać. Z biegiem lat zacząłem wracać do tego, a równolegle pojawiały się myśli jak sam bym to zorganizował, gdybym na przykład miał akademię piłkarską lub gdybym musiał zorganizować pracę klubu. W międzyczasie pojawiały się kolejne obserwacje i doświadczenia, które zbierałem grając w dużych klubach. Gdy zaczynałem naukę i granie w Łodzi, to kluby ekstraklasy nie miały jeszcze tak rozwiniętych struktur szkoleniowych, jak w tej chwili. Dziwiło mnie to, że jako SMS, mieliśmy w piłce młodzieżowej zdecydowanie lepsze wyniki, niż chociażby Widzew czy ŁKS lub GKS Bełchatów, który był w tamtym czasie nawet wicemistrzem Polski. Pamiętam jak jeździliśmy oglądać Łukasza Gargułę czy Radka Matusiaka. Cały czas zastanawialiśmy się, dlaczego młodzieżowcy z tych klubów nie są na takim poziomie. To się oczywiście z czasem zmieniało. Następnie przyszły transfery takie jak Arka Milika, co moim zdaniem zaczęło napędzać rozwój akademii. Miałem możliwość przyglądać się pracy trenerów grup juniorskich w Jadze, Lechii czy Lechu Poznań, który bez wątpienia robi kapitalną robotę na tej płaszczyźnie i to już od wielu lat.
Pamiętam taką historię z Lecha, graliśmy z Gent w eliminacjach. Nie znaliśmy zawodników, z którymi mieliśmy się mierzyć. W tamtym sezonie zostali mistrzem Belgii, a w składzie mieli między innymi Trossarda, Berge, Malinowskiego czy Samattę. Później jak patrzyliśmy, gdzie przeszli i za jakie pieniądze, to nie mogliśmy się nadziwić z kim my właściwie graliśmy. Mówię o tym dlatego, żeby pokazać różnice. W Polsce cieszymy się jak jest dopięty transfer z kwotą rzędu 2-3 miliony euro, a oni za tyle kupowali potencjał, uzupełnienie składu i sprzedawali za kilkanaście lub kilkadziesiąt. Przed tym meczem Stoke oferowało za Berge kilkanaście milionów, a Belgowie bez większego zastanowienia odrzucali takie kwoty. U nas w takiej sytuacji zawodnik jechałby pod eskortą jako bardzo cenny ładunek na lotnisko (śmiech). A najlepsze jest to, że przed meczem można było odnieść wrażenie, że byliśmy kreowani na faworyta tego dwumeczu. Mówię o tym, żeby pokazać jak ważna jest praca u podstaw i budowanie od fundamentów. Brutalnie mówiąc jesteśmy planktonem w Europie.
Zatem i my wróćmy do podstaw. Wspominałeś, że już w SMS-ie zastanawiałeś się jakby to było mieć własną akademię. Taką wiedzę, zarówno jak akademię już posiadasz.
Nie wypaliło to niestety. Chciałem jednak się przekonać na żywym organizmie jak to funkcjonuje. Wniosek pierwszy i najważniejszy – trzeba być na miejscu. Nie możesz zostawić tego komuś, kto nie ma twojej wizji, zapału, energii i pomysłu co robić, kiedy przyjdzie gorszy moment, żeby dźwignąć cały projekt. Kolejna sprawa to potencjał ludzki, a ten w małej miejscowości jest niestety dużo bardziej ograniczony. Na każdym stanowisku powinna być odpowiednia osoba, żeby cały projekt funkcjonował. To jest jak z zawodnikami – jeden ma większy potencjał, inny mniejszy. Tak też jest z pozostałą kadrą, każdy ma inne predyspozycje i nieustannie powinien się rozwijać w zakresie swoich obowiązków. Wówczas każdy staje się lepszy, przez to organizacja staje się lepsza i zawodnicy również.
W tej chwili to już całkowita przeszłość?
Jeden z trenerów jeszcze prowadzi zajęcia. Robi to dla przyjemności, bo to ogromny pasjonat. Ma czas i chęci, żeby nadal pracować z dzieciakami, z którymi spędził już sporo czasu. Ja to szanuję i wspieram jak mogę na przykład sprzętowo. Trochę też dała o sobie znać mentalność małych miejscowości. Można było odnieść wrażenie, że robię to tylko dla własnej korzyści. Patrzyłem na to zgoła inaczej. Chciałem dać im szansę, możliwość na to, żeby wyciągnąć ich wyżej, może też żeby pokazać trochę świata. Ja w ich wieku przechodziłem podobną ścieżkę, też z małej miejscowości ruszyłem do dużego miasta. Dzieciaki z mniejszych ośrodków często są bardzo nieśmiałe. Mało jest odważnych kozaków, którzy pojadą do większego miasta i nadal będą czuli się mocni. Spotkałem się natomiast z czymś takim, że chce ogolić otoczenie z pieniędzy, a nie uważam, żeby tą tezę popierały składki na poziomie 70 czy 100 złotych miesięcznie. Patrzyłem głównie na to, żeby sfinansować z tego opiekunów grup, jak się udawało opłacić do tego księgową to było świetnie. Sprzęt trafiał do szkółki dzięki mojej współpracy z Pumą i moich własnych środków. Finansowo na pewno nie zyskałem, a jeszcze dołożyłem. Zyskałem jednak bezcenne doświadczenie, którego nie kupię w żadnym sklepie. Znam już bolączki, plusy i minusy takiego przedsięwzięcia. Na koniec została satysfakcja z pobudzenia lokalnego środowiska piłkarskiego, które trochę poczuło zagrożenie, że dzieciaki mogą zmienić klub. Wstąpiła w nich nowa, pozytywna energia, żeby zacząć działać i wprowadzać nowe rozwiązania. Mimo, że ostatecznie poniosłem porażkę, to z tego akurat aspektu mam satysfakcję.
Bezcenne doświadczenia w kontekście nowego wyzwania.
Wigry to klub z bardzo dużym potencjałem, może nie tak dużym jaki mają kluby w wielkich miastach, które mają dużo większe możliwości pozyskiwania zasobu ludzkiego. Mamy jednak spore możliwości i jeszcze więcej do zrobienia, ale każdy z kim współpracuje, bez względu na stanowisko, musi się rozwijać. Najważniejsze, że już teraz wszyscy zdają sobie sprawę w jakim klubie jest. To jest super, to jest moje podejście, które sprawia, że nawet teraz chce się rozwijać, że nadal widzę kwestie, które mogę poprawić, mimo że nie jestem już najmłodszym zawodnikiem.
Nie można zatem pominąć pytania o to, kiedy zobaczymy Cię jako uczestnika kursu dla dyrektorów sportowych organizowanego przez Polski Związek Piłki Nożnej?
Zarejestrowałem się na kurs już w styczniu, wówczas byłem jeszcze zawodnikiem Odry Opole. Sprawdziłem najpierw czy nasz dyrektor z Opola się wybiera, ale gdy się dowiedziałem, że nie, to chciałem się tam dostać właśnie jako przedstawiciel Odry. Wówczas jednak nie było jeszcze tego całego planu dotyczącego kolejnych miesięcy. Nie sądziłem, że jesienią będę związany z Wigrami, że to nastąpi tak szybko. Na tym kursie nie możesz się prześlizgać, musisz mieć pełną obecność, a ciężko by było o to, żeby trener w I lidze puścił zawodnika z meczu, żeby ten mógł uczestniczyć w kursie. To było trudne do zorganizowania, wręcz niemożliwe, zatem musiałem się wstrzymać. Natomiast mam już założone konto i jeśli nie zmienią się przepisy dotyczące przyjmowania nowych adeptów, to będę chciał wziąć udział już w następnej edycji. Czy mnie przyjmą? Nie wiem. Ja będę startował z IV ligi, a na pewno nie zabraknie kandydatów z wyższych poziomów rozgrywkowych.
Patrząc na twoje ostatnie ruchy związane z funkcjonowaniem w piłce nie sposób odnieść wrażenia, że stajesz się trochę takim specjalistą od podejmowania nieszablonowych decyzji. Wyjazd do Islandii. Odejście z jednego z faworytów do awansu do ekstraklasy w trakcie rundy. Całość dopełnia fakt, że Ty w zasadzie jesteś na wypożyczeniu w Wigrach i dodatkowo pełnisz tam funkcję dyrektora sportowego. Masz w swoim gabinecie jakieś koło z dziwnymi pomysłami i raz na kilka miesięcy je odpalasz, po czym przystępujesz do realizacji wylosowanej opcji? Czy wychodzi to całkowicie samoistnie?
Zanim pojechałem do Islandii, byłem jeszcze na testach w Izraelu. Klub był w połowie tabeli, ale jeszcze myśleli o tym, żeby zrobić jeden transfer na zakończenie okienka. Byłem tam przez tydzień i zrobiłem na tyle dobre wrażenie, że pojawiła się opcja podpisania kontraktu. Problem tkwił jednak w tym, że nie czułem, że to jest to. Bardzo mnie namawiali. Na podpisanie nalegali wszyscy: trener, prezes oraz dyrektor. Szczerze powiem, że wyszedłem trochę po angielsku, bo miałem mieć jeszcze jedno spotkanie, ale nie chciałem, żeby mnie przekonywali, bo być może by im się to udało. Nie czułem jednak tego. Islandia natomiast była konkretem.
Biorąc pod uwagę, że w Izraelu dzwonili wszyscy od trenera po prezesa, to chyba też był konkret.
Tak, ale zupełnie tego nie czułem. W Rejkiawiku wszystko wydawało się spokojniejsze. Miałem tam też wielu znajomych i czułem się dzięki temu spokojniej. Wielu mówiło, że to liga kelnerów. Oczywiście tacy też się zdarzali, ale na boisku trzeba było się na swoje nabiegać i powalczyć. Łatwo i przyjemnie nie było. Plan był taki, że razem ze mną poleci rodzina, że uda się tam znaleźć szkołę ale nie daliśmy rady. Dodatkowo zadecydowała firma żony, która prosperowała na tyle dobrze, że nie można było tego zostawić. To wszystko spowodowało, że ostatnio doszło do mnie, że praktycznie przez półtora roku nie było mnie w domu, a z Oliwią widywaliśmy się, można powiedzieć, w pociągu. Ona przyjeżdżała na chwilę do mnie i musiała wracać. Ja grając też nie mogłem się na dłużej wyrywać. Dzieci szybko rosły i zaczęło do mnie docierać, że już coraz bardziej szkoda prądu na taki tryb. Teraz po dwóch miesiącach w domu nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żebym znów wyjechał. Chyba jedynie propozycja nie do odrzucenia, która sprawiałaby, że miałbym w pełni zabezpieczoną przyszłość rodziny.
Potrzebowałbyś zatem propozycji z mocnym „ułatwiaczem” podjęcia decyzji.
No tak. Czasem dostajesz propozycję nie do odrzucenia, jak te które w ostatnim czasie składają zawodnikom chociażby kluby z Arabii Saudyjskiej. Wiesz, że taki ruch daje Ci olbrzymie gwarancje finansowego bezpieczeństwa i się na to decydujesz. Stoi za tym jasny cel. Wiem, że w swoim wieku wielkiej kariery już nie zrobię. Ta jest już właściwie za mną. Dlatego pomyślałem, że powoli trzeba kończyć. Nie powiem, że łezka w oku się nie zakręciła, bo zakręciła, gdy o tym myślałem, tym bardziej mając świadomość tego, że jestem w dyspozycji, która pozwalała z powodzeniem rywalizować w I lidze, a może nawet i w ekstraklasie. Trzeba jednak czasem spojrzeć na to wszystko inaczej i podjąć decyzję na własnych zasadach. Messim już nie będę, ani innym dobrym grajkiem na europejskim poziomie. Zagrałbym jeszcze rok w I lidze, czy być może w przypadku awansu kolejny rok wyżej i to by było super, ale ja już to przeżyłem.
Odszedłem z Islandii i tego samego dnia zadzwonił do mnie dyrektor Gitlar, który zaprosił mnie do Odry. No i nie powiem, trochę się władowałem, bo interesował mnie przynajmniej dwuletni kontrakt, żeby co roku nie zmieniać już otoczenia. Wyszło, że będą to dwa lata plus rok w przypadku rozegrania odpowiedniej liczby minut. Przyszedłem w ciężkim momencie, bo zespół był po słabym początku sezonu, ale runda wiosenna była już bardzo solidna. W czerwcu przyjechałem do domu na wakacje i po rozmowach z rodziną byłem już nastawiony na powrót do domu. Wiadomo jednak jakie są alternatywy na Podlasiu – albo Jagiellonia albo dużo niżej. Rozmawiałem też luźno z prezesem Podlaskiego Związku Piłki Nożnej, który był przed jakimś zebraniem i dzień później telefony się rozdzwoniły. Wieść poszła w ludzi i złapaliśmy się z Wigrami. Po długiej i owocnej rozmowie, podczas której przedstawiłem też swoje plany na przyszłość związane z chęcią podjęcia rękawic w roli dyrektora sportowego, otrzymałem propozycję, która w tamtym momencie była idealna.
Od razu też chce powiedzieć, że moja funkcja w klubie nie ogranicza się do decyzji personalnych. Chłopaki z zespołu to moi koledzy, na których bardzo liczę. Każdy starszy zawodnik chce pomóc młodszym zawodnikom w wejściu na wyższy poziom. Wigry Suwałki to nie jest klub, który kolejne lata spędzi w IV lidze. Cel jest jeden i jasno o tym mówimy. Wychodzimy na każdy kolejny mecz, żeby go wygrać i iść w górę. Inne zespoły wychodzą na Wigry, jakbyśmy byli drużyną z I ligi. Jak jeszcze gramy u siebie to jest w porządku, ale na wyjazdach bywa różnie.
Żeby ułatwić Wigrom sprawę awansu, jako dyrektor sportowy powinieneś teraz skontaktować się z Jankiem Pawłowskim, żeby nakłonić go do gry w Wigrach. W ten sposób wzmocnisz bardzo swój zespół i osłabisz głównego, obecnie, konkurenta do awansu.
Nie jest tak łatwo wyciągnąć najlepszego zawodnika lidera do zespołu wicelidera (śmiech). Osobiście jestem Jankiem bardzo pozytywnie zaskoczony, bo gdy jeszcze byłem w Jagiellonii, to on dopiero wchodził do zespołu, jako młody, duży talent, a w naszym regionie chyba największy w tamtym czasie. Szkoda tych kontuzji, które go zatrzymały, ale teraz nie bójmy się tego określenia – jest gwiazdą tej ligi. My natomiast gonimy i do końca będziemy walczyć o promocję.
Obserwując media klubowe Wigier da się zauważyć, że angażujesz się nie tylko w tematy sportowe, ale również te pozasportowe. Często można Cię zobaczyć na zdjęciach obrazujących zawarcie kolejnej umowy sponsorskiej. To przypadek, czy zdradzasz w ten sposób jeszcze szersze zainteresowania jeśli chodzi o dalszą przyszłość w piłce?
Klub przechodzi transformację. Przez to też mam możliwość uczestniczenia w tematach organizacyjnych. Niedawno podpisaliśmy umowę z R-Golem, który zaopatrzy nas w sprzęt Adidasa. Mieliśmy też inne możliwości, dlatego poprosiłem prezesa o czas na analizę. W procesie uczestniczyło wiele osób i każdy miał szansę się wypowiedzieć – w szczególności trenerzy i zawodnicy, którzy w największym stopniu będą z tego korzystać. Szczególnie cenna była wiedza i doświadczenia osób w szatni. Każdy gdzieś grał i miał do czynienia z jednym czy drugim producentem. Zebraliśmy sporo informacji, które ułatwiły nam podjęcie ostatecznej decyzji. Niby to są niewiele znaczące i małe elementy, ale ja lubię słuchać ludzi. Zawsze z tego coś sobie wyciągnę i pozostaną mi w głowie jakieś argumenty. Patrzyliśmy na tę współpracę dużo szerzej. To firma, która działa bezpośrednio przy reprezentacji Polski, a dodatkowo ubiera chociażby ekstraklasowy ŁKS czy będącą aktualnie w I lidze Lechię Gdańsk. To duża firma, która pomoże nam nie tylko na polu technicznym ale też na wielu innych płaszczyznach, jak chociażby promocja w mediach, to dla nas duży strzał. Warto współpracować z takimi partnerami, bo finalnie dużo na tym zyskamy. Wigry Suwałki nie są też anonimowym klubem. Każdego w klubie proszę o zachowanie, które będzie przykładem dla innych. Ok, teraz jesteśmy w IV lidze, ale musimy dawać przykład innym klubom na boisku i poza boiskiem. Także takimi ruchami.
To teraz trochę praktyki. Jesteś dyrektorem, sprowadzasz zawodnika, trener go nie wystawia, co robisz?
Nie będzie takiej sytuacji. Ja jestem bardziej od skautingu, bo trener ma za mało czasu, żeby znaleźć zawodnika. Rozmawiamy o wzmocnieniach, o drużynie, o rozwoju. Dostałem od trenera dużo informacji na temat specyfiki i charakterystyki danych zawodników.
Czyli mówisz, że nie byłoby takiej sytuacji, bo dawałbyś już trenerowi to, czego oczekiwał, ale nie zrozumiałeś mojego zamysłu. Jesteś grającym dyrektorem sportowym, czyli z jednej strony jesteś pod trenerem, z drugiej nad. Co zrobisz jak trener znajdzie dla Ciebie miejsce ale na trybunie?
(śmiech) Jeżeli tak będzie, to będę musiał się z tym pogodzić.
Jakieś ustalenia jednak trzeba było podjąć. To jest ciekawe zagadnienie.
Powiedziałem trenerowi, że w szatni jest święty i ma moje pełne wsparcie. Ja nikogo nie zatrudniam i nie będę zwalniać. Jestem aby pomóc w znalezieniu zawodników i rozmawianiu z nimi, aby zachęcić ich do przyjścia do Suwałk, przedstawienia im naszej wizji i ostatecznego przekonania. Zależy mi, żeby moi koledzy z szatni rozwinęli się jeszcze bardziej i żebyśmy zrobili biznes dla klubu, jeśli pójdą grać wyżej.
Czyli po przegranym meczu nie powiesz chłopakom – spokojnie zaraz to załatwię?
Nieeee. Nie ma takich rzeczy, bo też mogę zaraz usiąść na ławce (śmiech). Ja jestem od tego, żeby pomóc się rozwinąć, choć już teraz uważam, że przynajmniej czterech zawodników w ogóle nie powinno być już na tym poziomie. Nie powiem Ci którzy, bo chciałbym, żeby nam do końca sezonu jeszcze pomogli i żebyśmy awansowali. To są zawodnicy na wyższym poziomie, niż ta liga.
Przy niewielkich korektach jesteśmy w stanie awansować. Sezon jest długi, ale gdyby dodać nam trochę jakości, to też uważam, że nie byłoby tragedii z przeskokiem w przypadku promocji. Mamy zespół z potencjałem rozwojowym. Jak się ogląda nas w tej lidze, to widać że my gramy na wyższym poziomie niż pozostałe drużyny. Czasem się męczymy, ale to pochodna wielu czynników, jak boisko czy nastawienie innych do nas. Po meczu Polski z Mołdawią widać jak ciężko czasem gra się z silnie zmotywowanym i dobrze taktycznie przygotowanym rywalem. Przeciwnicy też się nastawiają na nas, każdy ma w tygodniu kilka treningów, trener też ma coś specjalnego przygotowanego, nie trzeba rywali specjalnie motywować na mecze z Wigrami. Dla nas jest łatwiej grać u siebie, gdzie mamy dobre boisko i czujemy komfort. Uważam też, że pozostałym drużynom też się u nas gra przyjemnie, tym bardziej, że infrastruktura jest na topowym poziomie. W zasadzie nie czuję, że zszedłem do IV ligi. Gdy przyjeżdżam do klubu, to dalej czuje jakbym był na wyższym poziomie. Obecnie infrastruktura jest lepsza, niż w Opolu, przynajmniej do momentu otwarcia nowego stadionu dla Odry.
Czy wy macie sprecyzowany jakiś cel długoterminowy? Bo to, że w tym sezonie chcecie awansować do III ligi, to już wiemy.
Takiego planu jeszcze nie mamy, jesteśmy w fazie budowy. Naszym celem nadrzędnym i pierwszym korkiem, który chcemy wykonać to gra w III lidze. Jestem w klubie po to, żeby budować coś nie od góry, a od dołu. Chcemy zacząć od piwnicy, bo w niej na razie jest problem. Cały czas staramy się rozwijać akademię, która funkcjonuje fajnie, ale ma w dalszym ciągu spore rezerwy. Nie mamy na przykład w tym momencie zespołu w Centralnej Lidze Juniorów. W tamtym sezonie jeden zespół przegrał baraże, a gra w lidze wojewódzkiej, gdzie poziom niestety jest słaby, nikomu nie służy. Juniorzy starsi będą grali w makroregionie, ale to też nas nie zadowala. Chcę aby po moim odejściu ktoś, kto przyjdzie w moje miejsce zastał tam dobrze prosperującą akademię z zawodnikami będącymi zapleczem pierwszego zespołu.
Chcemy też wyłapać jak najwięcej rodzynków z pozostałych mniejszych klubów wokół nas. Mamy infrastrukturę i możliwości, żeby to robić. Powiedzmy, że za kilka lat chcielibyśmy mieć dwie drużyny w Centralnej Lidze Juniorów, które docelowo będą rozwijać na potrzeby pierwszego zespołu. Uważam, że jesteśmy w stanie ściągać do nas chłopców z regionu. Nie da się samymi chłopcami z Suwałk zapewnić takiego spokoju. Tym bardziej, że część tych chłopców odejdzie do Białegostoku, do Warszawy czy innych akademii i klubów z wyższej ligi. Na ten moment nie mamy możliwości konkurowania z innymi ośrodkami z większych miast, ale kiedy damy chłopcom perspektywę gry w II czy I lidze, to będzie już fajny magnes. Wigry mają być klubem, który podaje rękę, a po latach staje się trampoliną do większej kariery. Przypomnijmy, że w Suwałkach byli Damian Kądzior czy Rafał Augustyniak, czy też ja. To pokazuje, że Wigry mogą rozwijać.
Wróćmy jeszcze na chwilę do momentu, w którym zamieniłeś Opole na Suwałki. Też trochę niespodziewany i nieoczywisty moment w środku bardzo dobrej rundy. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?
Przed startem rundy poszedłem do trenera i prezesa Odry. Poprosiłem o rozwiązanie umowy. Powiedzieli mi, że nie ma szans. Ten temat układany był już od końca tamtego sezonu. Przez całe przygotowania biłem się z myślami. W końcu zdecydowałem się na otwartą rozmowę, to było nieuniknione, a nie chciałem też nikogo oszukiwać. Jak mam coś robić to tylko na sto procent, a w tym przypadku mentalnie byłem już w domu. Byli trochę w szoku, bo nie wyobrażali sobie tego, że mogę odejść w takim momencie. Tym bardziej po tak dobrej końcówce sezonu. Nikt nie chciał osłabiać ofensywny.
Ostatecznie jednak wszyscy podeszli do tej sprawy bardzo po ludzku. Czasem ktoś może Ci po prostu pokazać twój ważny kontrakt i powiedzieć – przecież wiedziałeś co podpisujesz. Sprawę ułatwił fakt, że nie da się już na mnie zrobić biznesu. Powiedzmy, że mój status to jakościowy, ale niesprzedawalny. Pierwszy scenariusz jaki wypracowaliśmy zakładał jednak, że zostaję do końca rundy. Wiedziałem jednak, że nie ma na to szans.
O to też mi chodziło, że wygląda to na odejście przy niezamkniętych tematach. W połowie rundy.
Druga opcja zakładała, że zostaję do końca okienka, że przed jego zakończeniem rozwiązujemy umowę i będę mógł pójść gdzie chce. Miałem pomóc w początkowej fazie, nikt nie chciał zaburzać struktury. Tak więc w przypadku dobrego startu miałem opcję odejścia, ale…
… ale zaczęliście tak dobrze, że pojawiła się kolejna opcja.
Znów się spotkaliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać jak to załatwić. Każdy chciał mi pomóc w podjęciu decyzji o pozostaniu w Opolu, ale to nie była dla mnie łatwa sprawa. Raz, że już obiecałem w domu, dwa byłem już po słowie z Wigrami. Tym bardziej, że wcześniej dostałem obietnicę, że po meczu z Sosnowcem będziemy rozwiązywać kontrakt. Byliśmy jednak wówczas na pierwszym czy drugim miejscu w tabeli i dyrektor mówi – Maciej, tu jest porozumienie. Patrzę, a to wypożyczenie (śmiech). Klub chciał się zabezpieczyć, żebym nie dołączył do innego zespołu z I ligi, na przykład do Polonii Warszawa, bo miałbym bliżej do domu. Cały czas jest jeszcze zatem opcja powrotu do Opola zimą. W moim przypadku niczego to nie zmieniało, ale klub był zabezpieczony. Zero ryzyka i gdyby była taka potrzeba, to cały czas mogę wrócić pomóc, tylko czy zawodnik z IV ligi będzie zimą wzmocnieniem dla lidera I ligi? Nie wiem (śmiech). Sytuacja jest zabawna i zakręcona, ale załatwiliśmy ją tak, że wszyscy są spokojni.
Z jednej strony jeszcze jesteś czynnym zawodnikiem, z opcją powrotu nawet do I ligi, z drugiej można powiedzieć, że to już chyba koniec. Masz takie poczucie, że już zakończyłeś tym ruchem swoją karierę? Z tego wynikałoby kolejne pytanie, mianowicie, czy masz już za sobą podsumowanie tego co udało się osiągnąć, a czego nie? Czy ten moment jeszcze odkładasz w czasie?
Nie zamknąłem jeszcze jeszcze tego. Wiele osób zrobiło już to za mnie, ale ja sam jeszcze nie. Tutaj możemy wrócić do celów długofalowych Wigier. Nie wiemy co się jeszcze wydarzy. Być może za dwa lata awansujemy do II ligi, a za trzy do I ligi? Ruch szedł sezon po sezonie do ekstraklasy. Może w wieku 37 lat awansuje do I ligi? Furtkę sobie zostawiam, przy dobrym zarządzaniu wszystko jest możliwe. W piłce działy się rzeczy dużo bardziej nieprawdopodobne. Trzeba tylko mocno wierzyć i jeszcze ciężej pracować. Odra długo nie wygrała na Arce, pojechaliśmy i wygraliśmy, podobnie na Wiśle. To są takie mniejsze przykłady, ale to pokazuje że w piłce wszystko może mieć miejsce. Póki gram, to niczego nie można wykluczyć. Wiadomo, że szanse są mniejsze bo z wiekiem możliwości gasną, ale czas na podsumowanie jeszcze przyjdzie.
Jakim chciałbyś być dyrektorem w momencie, w którym już zupełnie przejdziesz na drugą stronę rzeki? Masz jakiś taki wzór? Jak chcesz działać, jak chcesz się pokazywać w mediach, jak postępować z zarządzaną grupą?
Dużo obserwowałem jak działają dyrektorzy, modeli funkcjonowania jest wiele. Jedni działają w ciszy, inni robią szum dla zmylenia przeciwnika, inni są do bólu skuteczni, a inni ciężko pracują i nic finalnie im się nie udaje. Nie mam typowego szablonu. Na pewno takim wzorem może być Giuseppe Marotta, to jeden z lepszych, o ile nie najlepszy w swoim fachu na świecie specjalista. Sposób w jaki odbudował Juventus, a później to jak ożywił Inter i doprowadził do finału Ligi Mistrzów zasługuje na najwyższe uznanie. Ludzie zachwycają się też Monchi’m, który zrobił niesamowitą robotę w Sevilli. Oba te przykłady pokazują, że trzeba mieć nosa i nie bać się niekonwencjonalnych rozwiązań, które na pierwszy rzut oka nie wydają się być pierwszą potrzebą drużyny. Takim ruchem może być sprowadzenie z Romy do Interu Edina Dżeko, który mimo wieku grał praktycznie wszystko i był postacią fundamentalną w ubiegłym sezonie dla Interu. Trzeba też umieć odpowiednio ocenić potencjał, pod tym względem od lat fascynuje mnie działalność Szachtara Donieck, który w kapitalny sposób penetruje południowoamerykański rynek piłkarski. Szczególnie Brazylię. Zaczynam od zera, bez budżetu i świetnie działającego mechanizmu, w którym kiedyś mam marzenie funkcjonować, ale to dobrze, bo poznam tę grę od pierwszego poziomu.
Zdjęcia dzięki uprzejmości: Maciej Otłowski